galopujący major galopujący major
170
BLOG

O blogach jako współczesnej Agorze

galopujący major galopujący major Polityka Obserwuj notkę 22

Poniżej tekst wystąpienia, które z pewnymi przeróbkami wygłosiłem na UW w ramach wykładu prof. Sadurskiego: Blogi internetowe jako współczesna Agora. Równość autorytetów i osób anonimowych?

Było miło trochę się pospieraliśmy z Igorem, Folowem i paroma innymi osobami, mam nadzieję, że się to jeszcze kiedyś powtórzy. Relację będzie można obejrzeć na polityczni.pl


Jeżeli mamy mówić o Agorze jako miejscu spotkań to lepiej byłoby chyba mówić o bazarze. I to nie tylko dlatego, że na słowo Agora pewne środowiska spluwają prze prawe ramię, nie tylko dlatego że Agora kojarzy się z demokracją ateńską, która zdaniem prof. Kubiaka była wyjątkowo przekupna, (o przekupstwie blogerów jak dotąd nie słychać), ale żeby oddać jej nieco przaśny charakter. Blogowiska są bowiem przaśne. Demostenesa tu raczej nie spotkasz, za to mnóstwo Anytosów, Meletosów. Zwłaszcza niewydarzonych Meletosów Blogowiska to masa, tłum, żywioł. Stąd bazar, a nie Agora.

Pojęcie bazaru użyte w tym kontekście jest nie mojego ale autorstwa redaktor naczelnego Wprost Stanisława Janickiego, który zbierać musiał internetowe razy, za to że ośmielił się określić blogerów mianem bazarowych plotkarzy.Blogowa brać bardzo się oburzała – jak to dopieszczani jako forpoczta postępu albo reakcji mają być plotkarzami i to na bazarze.

Tymczasem blogowiska spełniają właśnie funkcje bazarową – targowiskiem próżności, naładowanym emocjami, wykrzyknikami, teatrem gdzie każdy może wykrzyczeć wszytko i na każdy temat. Nierzadko są też wentyl bezpieczeństwa. Bloger wykrzyczy się w Internecie, nakręci emocjami innych, a w realu spokojnie dalej będzie wiódł swój bardziej lub mniej poczciwy żywot. Przeciętny wpis, a już na pewno komentarz blogowy zazwyczaj nie różni się niczym od komentarza przed telewizorem, czy wymianą myśli pod trzepakiem. Kiedyś były dowcipy w autobusie, i nocne Polaków rozmowy, teraz są emocje w Internecie, gdzie każdy bloger uchodzi za znawcę, bynajmniej nie w kilku, ale kilkunastu dziedzinach. Fabuła w Kompleksu polskiego Konwickiego toczyła się w kolejce sklepowej, dziś powinna się toczyć w Internecie.

Brakuje blogów śledczych, gdzie blogerzy rzeczywiście rozwijali by wątki pomijane przez innych. Takich blogów jest garstka, tym którzy twierdzą odwrotnie proponuje małe doświadczenie : próbę przywołania 10 nicków blogerów śledczych. Myślę, że mało kto da radę więcej niż pięciu. A blogów w Polsce jest ponoć parę milionów. Blogi służą do zaspokajanie ego, nieskrępowanego wyrażania myśli, a czasami jako alternatywne źródło informacji w mainstreamie. Ale rzadko, częściej spotkać można zdjęcia wiosny, czy defilady wojskowej niż news, za którym bloger sam kolokwialnie mówić pochodził.

Blogerzy żerując na rzeczywistości robią to zazwyczaj zza biurka z komputerem, stąd są skazani na informację pochodzące od innych, zazwyczaj mediów tradycyjnych. Stąd pewnie wielką przyszłością blogów byłoby otwieranie i skanowaie archiwów, zwłaszcza tych z IPN-u. Żerowanie na dziennikarzach prowadzi do sytuacji, gdzie bloger chcąc bojkotować media (to ulubiona, wciąż nieco komiczna broń blogerska) powinien przestać pisać o polityce, zaś tworząc teorie o spiskach i agenturach musi posiłkować się mediami, choć przecież przeżarte one muszą być agenturą.
Rzeczywiście istotą blogów jest anonimowość, anonimowość, która urasta do roli fetyszu, gdzie każda wzmianka o tym, że ktoś ukrywa się za swoim nickiem, co jest pójściem na łatwiznę jest nie tylko naruszeniem netykiety, ale bezczelnością i staroświeckim zabobonem. Tymczasem anonimowość w głównej mierze odpowiada za szereg wad blogowania jak:

• Poczucie bezkarności, które objawia się w wulgaryzacji i radykalizacji opinii
• Pozerstwie – tworzenie wirtualnych, często alternatywnych osobowości: kowbojów, filozofów, szyderców, sangwiników itp.
• Snobizmie – zwłaszcza snobowaniu się na inteligencję
• Grafomanii i co często idzie w parze zawiści w stosunku do dziennikarzy, publicystów, pisarzy
• Samozadowoleniu które wzrasta proporcjonalnie do ilości pochwał
• Patologii jak występowanie pod różnymi Nickami i zarzutami, że się tak postępuję, przed którymi to zarzutami nijak nie można się bronić. Bo jak udowodnię, że jestem galopującym majorem i jak udowodnię że ktoś kto pisze w podobnej do mojej manierze jest kimś innym?

Ale skoro anonimowość jest tak popularna to musi przejawiać, choć trochę, cech pozytywnych. Nigdy nie jest tak, że wszystko jest złe do samego końca, bez żadnych odcieni dobra.
• Anonimowość zapewnia bezpieczeństwo, a co za tym idzie sprzyja mówieniu prawdy, bez obawy utraty pracy czy ostracyzmu
• Likwiduje społeczne konwenanse, choć wprowadza konwenanse nowe – tworzą się pewne wspólnoty nie interesów, ale sympatii i antypatii.
• Skłania do działania bezinteresownego, bez korzyści w Realu, a więc tworzy pewne zręby społeczeństwa obywatelskiego
• Wprowadza mechanizm konkurencji , co ważne zwłaszcza w kontekście stosunkowo słabych tekstów (dziennikarskie wciąż jednak są lepsze)
A jak się mają autorytety do owego blogowiska z całym bagażem powyższych grzechów? Otóż nieco w sprzeczności ze znaną propozycją Józefa Marii Bocheńskiego trzeba podzielić autorytety na moralne i autorytety epistemiczne (wiedzy). Jeżeli w chodzi o autorytety epistemiczne, to blogosfera, często brutalnie, weryfikuje wiedzę i to weryfikuje natychmiast. Tak było w przypadku Ekwadoru i Wojciecha Cejrowskiego, wpisu Tomasza Wróblewskiego na temat Szwecji, przekłamaniach na temat zakazu używania słów mama i tata, czy z Gazetą Wyborczą, gdy poznańscy alterglobaliści przerobili Matkę Boską na Adama Michnika, a nie na Adolfa Hitlera. Albo zmanipulowanej informacji o zadymach kiboli na derbach Warszawy. Weryfikowane są fakty, wiedza, nieudowodnione poglądy, wątłe dowody, domysły, weryfikowane jest wszystko co zdaniem blogerów zasługuje na to by się daną sprawą zająć. W przypadku autorytetu epistemicznego rzeczywiście mamy równość i formalną i faktyczną. Liczą się argumenty a nie nazwisko. Liczy się tekst, reszta to pył co przeszkadza.

Inaczej jest jednak w przypadku autorytetów moralnych, tych w praktyce często wyszydzanych, choć przecież Herbert, Kuroń, Bartoszewski – uważani są właśnie za autorytety moralne.

Główny problem w przypadku autorytetów moralnych to potrzeba hierarchii. Hierarchii, czyli struktury pionowej, nie poziomej. A więc brak jest faktycznej równości. Owszem można obrać za autorytet kogoś z przyjaciół, ale brak będzie wówczas relacji mistrz – uczeń, wzór – naśladowca brak będzie tzw. powagi autorytetu, co przynajmniej w większości przypadków jest przecież nieodzowne. Ponadto w przypadku anonimowych blogerów obranie kogoś za autorytet dokonywane jest w ciemno, bez weryfikacji postawy tego kogoś w życiu prywatnym. Wiedzę można sprawdzić, czy bloger Trysytero dobrze pisze o giełdzie? Ale moralności kogoś kto ukrywa się za Nickiem sprawdzić nie można. Autorytet jest więc zawsze opatrzony dużym znakiem zapytania, a nuż organizuje finansową piramidę?

Jeżeli jednak tak się stanie, że ktoś obrał sobie za autorytet moralny jakiegoś blogera, to często bloger ów tratowany jest z o wiele większą taryfa ulgową niż autorytet tradycyjny, nie blogowy. Cóż najwyżej się skomentuje, że podwinęła mu się noga. Co innego w przypadku autorytetów publicznych, tych przez duże A, ich potknięcia komentowane są dużo większą zaciekłością, nie ma dla nich owej taryfy ulgowej, chyba że akurat autorytet stanie po któreś ze stron konfliktu politycznego. Wówczas jego kapitał u jednych podlega gwałtownej dewaluacji, a u innych wręcz przeciwnie. Autorytet jednocześnie rośnie i maleje, a amplituda się momentalnie zwiększa. Trudno w tym przypadku o równość.

Ale autorytety, wcale nie palą się by z blogerami nawiązać dialog, przypadków takich autorytetów, które odnoszą się do wpisów blogowych, z równą, albo w ogóle jakąkolwiek ciekawością jest zaledwie garstka. Rzadko bywa by ktoś tak jak Krzysztof Wyszkowski powiedział Azraelowi sprawdzam i prosił o wyjaśnienia. Zazwyczaj jest cisza, cisza, która nakręca spiralę niechęci i alternatywnego świata. O faktycznej równości w tym przypadku nie może być mowy, to są wciąż dwa światy, które czasami się komentują, które wzajemnie na sobie żerują (bloger korzysta z informacji, a autorytet sprzedaje mu swoje poglądy), ale nadal nie ma przejścia i wzajemnego uznania pozycji tego drugiego. Takim uznaniem będzie dopiero płacenie blogerom za teksty i stałe ich miejsce w mainstreamie a jednocześnie blogowanie postrzegane jako równie ważne co pojawianie się w mediach. Bez tego faktycznej równości nie będzie.

 

 


 

 

 


 

        Uparty centrolewicowiec, niedogmatyczny liberał i gospodarczy i obyczajowy, skłaniający się raczej ku agnostycyzmowi, fan F.C. Barcelony choć nick upamiętnia Ferenca Puskasa gracza Realu Madryt email: gamaj@onet.eu About Ferenc Puskas: I was with (Bobby) Charlton, (Denis) Law and Puskás, we were coaching in a football academy in Australia. The youngsters we were coaching did not respect him including making fun of his weight and age...We decided to let the guys challenge a coach to hit the crossbar 10 times in a row, obviously they picked the old fat one. Law asked the kids how many they thought the old fat coach would get out of ten. Most said less than five. Best said ten. The old fat coach stepped up and hit nine in a row. For the tenth shot he scooped the ball in the air, bounced it off both shoulders and his head, then flicked it over with his heel and cannoned the ball off the crossbar on the volley. They all stood in silence then one kid asked who he was, I replied, "To you, his name is Mr. Puskás". George Best His chosen comrades thought at school He must grow a famous man; He thought the same and lived by rule, All his twenties crammed with toil; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' Everything he wrote was read, After certain years he won Sufficient money for his need, Friends that have been friends indeed; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' All his happier dreams came true - A small old house, wife, daughter, son, Grounds where plum and cabbage grew, poets and Wits about him drew; 'What then.?' sang Plato's ghost. 'What then?' The work is done,' grown old he thought, 'According to my boyish plan; Let the fools rage, I swerved in naught, Something to perfection brought'; But louder sang that ghost, 'What then?' “What then”” William Butler Yeats

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka