Cios w pysk, jaki dostała Partia Tej Lepszej Zagranicy otępił ją na tyle, że skołowana kręcić się może i do samych Zaduszek. I do tego, wciąż za bardzo nie wie, czy za fiasko tarczy, winić nieudolnego Tuska, czy rusofila Obamę. Rzecz jasna, można by winić obu, ale wówczas trzeba by uznać, że nie ma sporu na linii Donald –Obama, bo obaj tarczy nie chcieli. A to zaś oznacza, iż Tusk owego, feralnego telefonu nie odebrał celowo. Więc albo znowu, cyniczny i nieprzypadkowy pi-er Tuskowy, albo z Obamą jakieś tajemne (i prorosyjskie!) prowadzi gierki. Tedy należałoby się zgodzić z kolei, że albo Tusk, Obamy jest, cichym, zbrodniczym, ale jednak wspólnikiem albo, o Ojcowie Założyciele, Tusk Obamę rozgrywa. Na użytek wewnętrzny, amatorsko, ale jednak rozgrywa. Niechybnie, za plecami narodu gra w coś nasz premier – można by szepnąć – niechybnie, w konszachty wchodzi, i choć naród oszukuje, to jednak, aż tak leniwy nie jest. Widać nie tylko pi-er-em żyje i nie tylko ostatnią stronę w gazetach czyta.
Ale, z drugiej strony, żal taką okazję zmarnować, żal do pustej bramki nie strzelić, trudno się oprzeć pokusie, wszak mały myk i już grzmią trąby: że kolejna to rządowa wpadka, kompromitacja i w ogóle, dość już tego. Patrzcie – można nawet zakrzyknąć - sojusznik nasz Amerykański dzwoni, a ten nieudacznik, nic, ani be, ani głupiego of course, Mr. President, ani nawet zwykłego telefonu nie potrafi odebrać. Cóż to za premier, co nie odbiera telefonów i to od prezydenta United States of America? Rzecz jasna, Tuska winą wybielanie Obamy, Obamę lewicowego uniewinnianie, każe przełknąć rocznicę 17 września. Rocznicę, którą, zresztą podobnie jak i tę sprzed dni 17, administracja USA spuściła tam, gdzie król kiedyś chadzał piechotą. A to ponoć ważna rocznica, szukują się na nią w salonie, jak nie przymierzając, do tej hekatomby z 1 sierpnia.
A może po prostu, czy Tusk to czy Obama, czy Bush czy Kaczyński, tylko ostatni amerykański dureń, zabiegałby o coś, co ma za darmo, podrywałby pannę, która, i bez tego, mu się pcha od łóżka i jeszcze za niego śmieci wyrzuca. Może Irak, Afganistan, czy sam Petelicki jeden wie, co jeszcze, wystarczy, by owszem, od czasu do czasu zadzwonić, jak się nie ma gdzie fajansu zrzucić albo trzeba gdzieś paprotkę postawić. Ale już nie jest ważne na tyle, by dotrzymywać danego słowa, bo powiedzmy sobie uczciwie, czy Polska szanowałaby jakąś Łotwę, gdyby ta jej tańczyła na rurze, na każdy dźwięk melodyjki.