Na dobrą sprawę w sprawie Alicji Tysiąc wszyscy powinni być zadowoleni. Po pierwsze, Cywilizacja Życia – wszak dziecko Pani Alicji żyje, a to ponoć najważniejsze. Co prawda, Pani Tysiąc dostała odszkodowanie, ale po pierwsze, chyba lepiej, że dostała pieniądze niż możliwość „zabicia nienarodzonej”, (wszystkiego mieć nie można), no i ponoć życie jest bezcenne. Więc cóż te 25 tys. euro od podatników.
Po drugie, zadowolona powinna być Pani Alicja, raz, że chyba „Opatrzność” nad nią czuwała i nie oślepła, dwa że dostała pieniądze i wreszcie trzy, ma zdrową córkę. Kontakt mają chyba dobry, przynajmniej tak mi się wydawało widząc Panią Alicję z córką (jeśli to była ta córka) w siedzibie Krytyki Politycznej.
Po trzecie, zadowoleni powinni być legaliści, wbrew temu co mówi mec. Wildstein, sędzia Terlikowski i aplikant Gancarczyk, Alicja Tysiąc otrzymała odszkodowanie „przed Strasburgiem”, nie za chęć zabicia dziecka, tylko za to, że bezprawnie pozbawiono jej aborcyjnego uprawnienia. Słowem nie za to, że chciała skręcić w lewo, tylko dlatego, że zdaniem sądu bezprawnie ktoś na tym skręcie wstawił zakaz wjazdu.
Po czwarte, zadowoleni powinni być sympatycy PiS, bo jeśli dochodzenie odszkodowania za pozbawienie prawa do aborcji nie jest równoznaczne z Holocaustem, a i sama aborcja nie jest Holocaustem, to być może Bolesław Piecha SS-manem być nazywany jednak nie może.
Po piąte zadowoleni powinni też być moraliści, i to ci prawicowi. Raz, że sąd dopuścił abstrakcyjną formę nazywania aborcji zabójstwem, a dwa, że nie zezwolił na nazywanie tak konkretnej osoby (czyjeś córki na przykład). Na dodatek, jak być może za Hayekiem,pisze bloger wyrus dobre prawo jest tworzone w oparciu o zasady i tylko o zasady, więc musi być ogólne, złe prawo można napisać po to, żeby udupić tylko jednego, konkretnego człowieka.Dopuszczalność aborcji wsparta wyrokiem w sprawie Pani Alicji musi więc być prawem dobrym, w końcu sąd opowiedział się przeciwko arbitralnemu "udupianiu" tylko jednego, konkretnego człowieka.
Wreszcie po szóste, ostatni wyrok, znów pozwoli naszym, kochanym prawicowym publicystom zmierzyć się ze skomplikowanym zagadnieniami: sądów karnych, cywilnych, odszkodowaniem, skazaniem, apelacji, kontratypem, uprawnieniem. Miłośnik Bacha - Warzecha Łukasz już zaczął (idioci, hańba itp.).
I tylko ja nie mogę być zadowolony, bo zdaje mi się, że albo Pani sędzia nie odróżniła języka prawnego od języka potocznego albo próbuje nieprzekonywująco te dwa języki pogodzić, co w przypadku rozdźwięku moralnych i prawnych definicji zabójcy jest dość karkołomne. Wszak jeśli zgodzimy się, że zabójcą nazwać można kogoś wedle dowolnie obranych norm moralnych (zabójca Pinochet, zabójca Benedykt zakazujący prezerwatyw) to każdego będzie można nazwać jakkolwiek, a słowa (a za czym odpowiedzialność za nie) stracą jakąkolwiek znaczenie. Przecież wedle swojej moralności nie muszę uznawać nie tylko definicji prawnych, ale i także definicji ze słownika języka polskiego. Jeśli zaś uznamy, że zabójcą można publicznie nazwać tylko tego, kogo za zabójcę uznaje prawo stanowione przez nas czy naszych przedstawicieli, to musimy uznać, że nie możemy bez ponoszenia odpowiedzialności nazwać kogoś zgodnie z wyznawaną przez nas moralnością. Jeśli oczywiście definicja oparta na owej moralności jest sprzeczna z ustanowioną definicją prawną. Albo więc chaos albo narzucony porządek, z którym może być nam nie po drodze.
PS Sprawa skasowania poprzedniej, prowokacyjnej notki, do jutra się z pewnością wyjaśni.