galopujący major galopujący major
243
BLOG

Czy Tadeusz Bartoś jest libertarianinem?

galopujący major galopujący major Polityka Obserwuj notkę 21

Gdy bloger Eine napisał, że Tadeusz Bartoś w wywiadzie dla Dziennika sugeruje, iż zakony w jakimś zakresie  powinny być pod ciągnięte  pod Kodeks Karny, pilnie rzuciłem się do lektury.  A nuż ktoś rzeczywiście zaczął walczyć  i to nie tylko o niedojrzałe zygoty,  ale także o zygoty całkiem dojrzałe, bo ośmioletnie i w dodatku zostające sam na sam z zakonnikiem. Niestety mimo najszczerszych chęci nie znalazłem nic ani o walce, ani o zygotach, ani w ogóle o kodeksie karnym, być może słabo szukałem i nie potrafię na sprawę spojrzeć szerzej, z większym interpretacyjnym rozmachem, że tak powiem metafizycznie i w duchu dominikańskim.

Wywiad obfitował jednak  wiele ciekawych uwag, z których najciekawsza, i myślę, że ponadczasowa, jest uwaga Cezarego Michalskiego: Kto przy zdrowych zmysłach szuka w polskim Kościele Boga? Zdaje się, że konkretnie chodziło o lata 80-te i o doświadczenia twórców brulionu, czyli o doświadczenia nas wszystkich. Sam, przyznam się szczerze, parę osób co szukają Boga w polskim Kościele widziałem,  ale być może rzeczywiście należało by ich jakoś przebadać (najlepiej w Dzienniku) i sprawdzić czy z nimi jest wszystko w porządku. Tadeusz Bartoś też nie pozostał dłużny i opowiedział o innym doświadczeniu, a mianowicie o ostracyzmie tak bolesnym, że trudnym do wyobrażenia.  

Tworzyłem studium filozofii i teologii u dominikanów na Służewiu w Warszawie i nagle, z dnia na dzień, zostałem z tego wszystkiego "zdjęty", przerzucony do innego klasztoru, pozbawiony miejsca mojej pracy, biblioteki - bez jakiegokolwiek wyjaśnienia. Wtedy włączyło mi się czerwone światło: jak to możliwe, co to za instytucja, która może z dnia na dzień zlikwidować komuś całe jego życie. Wylądowałem w nowym klasztorze, gdzie wszyscy wiedzieli, że coś jest ze mną nie tak. Jeśli żyje się w środowisku kilkunastu osób, jedna lub dwie osoby rozmawiają, a reszta nie zauważa albo patrzy bardzo podejrzliwie, to trudno sobie wyobrazić boleśniejszy ostracyzm

Inny Dominikanin, O Zięba ma na temat owego „zdjęcia” nieco inne ma zdanie, a zdaje się, że nawet podważa   „zdjęcia” bolesność:  

Zawsze był oryginałem, ale oryginałów ci u nas nigdy nie brakowało i nie brakuje. Z czasem jednak ta oryginalność przybrała formę ignorowania i kontestowania, również publicznie (dlatego mogę o tym pisać), wszelkich wspólnych form naszego życia. Trudno się dziwić, że zdecydowana większość współbraci nie reagowała na taką postawę aplauzem. Wtedy też spotkała go największa i jedyna szykana w jego kilkunastoletnim dorosłym zakonnym życiu: został przeniesiony ze Służewa, będącego domem formacji młodych zakonników, do klasztoru na Starym Mieście, rzecz jasna, także w Warszawie. Nadal jednak wykładał na Służewie to, na czym się znał, a więc filozofię, nadal też prowadził założone tam przez siebie studium i bez żadnych ograniczeń pracował w bibliotece. Owszem, wiązało się to z pewną niedogodnością związaną z dojazdami, ale z drugiej strony ułatwiało dotarcie na uniwersytet, na którym zrobił doktorat. Przez cały czas do jego dobrowolnego odejścia przysługiwały mu wszystkie prawa oraz – w rozszerzonej wersji – przywileje zakonne: pełne utrzymanie i opieka zdrowotna, urlop, żadnych obowiązków zakonnych, nielimitowana niczym i nierozliczana przez nikogo możliwość pracy naukowej, finansowe wspieranie publikacji, dowolna możliwość – opłacanych przez zakon – studyjnych wyjazdów zagranicznych.

Tak więc toczy się światek, jeden odchodzi, drugi przychodzi, jednego szykanują, drugiemu idą na rękę, jeden szuka socjalnego zaplecza, a inny wiary (pewnie nienormalny) - rzec by się zdawało nic nowego, ot, zwyczajne ludzkie zmagania z Bogiem i przełożonymi. Do akcji wkroczył jednak kolega Eine, który sam przyznał, że  tekst rozmowy z Bartosiem bardzo głęboko mnie poruszył. Siedziałem z nim długo i bolał mnie bardzo.

Jak długo siedział bloger Eine, trudno zgadywać, być może nawet od zmierzchu do świtu, ale w boleści swej, pewnie nie mniejszej niż bartosiowa, postanowił parę zdań jednak skreślić. Wziął więc upadłego Bartosia, przyrównał go do świętej Edyty Stein, po czym stwierdził, że nie jest to przypadek jednostkowy, tylko znak upadku czasów. Ten oryginalny (i przyznajmy, rzadko spotykany) manewr porównywania świętych z grzesznikami, i łajania tych drugich, wywołał pewien szok poznawczy u co wrażliwszych czytelników, którym, być może nawet do dziś, ciężko jest się pozbierać.    

To jest jeden z najbardziej poruszajacych wpisow jakie przeczytalem na S24...  napisał niejaki Akar

Wstrząsające – rzekł bloger Timmy, sugerując że Bartoś mógł być oszustem, lecz paradoksalnie jest w tym jakiś optymizm, że skoro tacy oszuści przegrywają, to jeszcze nie jest z nami tak źle

Wolność od innych to już właściwie piekło – rzekł niejaki SławekP,

Zostawmy jednak na moment wolność od innych, która właściwie jest piekłem  i wróćmy do Einego porównania. W wywiadzie pada nazwisko niejakiego o. Innocentego Bocheńskiego, który mimo wszystko chyba lepiej się daje przyrównać ze św. Edytą Stein. Raz,  że to też pokolenie sprzed wojny, dwa, że też filozof, i to ponoć zdolny, trzy, że także zakonnik. I tenże właśnie zakonnik u schyłku swojego życia, publicznie przyznał się, że do zakonu wstąpił jako ateusz, a o innych zakonnikach wyrażał się per wymoczki, dziady zakabataczone, a niejakiego o. Garrigou oskarżył o to, że innego, chorego na serce prof. Sola z zemsty wysłał na śmierć na Filipiny (J.M. Bocheński Wspomnienia s. 86).

Czy jest to wstrząsające, czy znaczy, że Bocheński krytykując zamordyzm i ciemnogród zakonny był w piekle i czy last but not least był oszustem – nie mnie oceniać. Ale trzeba by chyba poruszająco  dać mu po gębie, czyli siąść i porównać go z jakimś innym świętym (Kolbe?). Byle nie ze Stein, ta zajęta już bowiem na Bartosia.

W całej dyskusji u blogera Eine, pada też kilka fascynujących zdań o istocie wolności i obowiązku, z których najbardziej celny wydaje się pogląd Stanisława Hellera.

Warto i to bardzo warto, Zacny Eine i Drodzy Czytelnicy popatrzeć na pszczelą społeczność, jak daje to okazję zauważyć, że może to wielka szkoda, że nie rodzimy się fizjologicznie przystosowani do bycia profesorami, kapłanami, wojownikami, kowalami, piekarzami, lekarzami, rolnikami.

I choć rzeczywiście trudno się nie buntować przeciwko światu (Bogu?), gdy człowiek pomyśli sobie, że nie nakazane mu było zostać piekarzem, tudzież kowalem, to zasadnicze pytanie rodzi się wobec pytania  czy wolnościowiec  może w ogóle być zakonnikiem? Albo szerzej czy libertarianin może poddawać się nakazom kościelnym? Jeżeli stwierdzimy, że nie, to trudno, za innymi libertarianami, nie powtórzyć, że zakonnicy i w ogóle ludzie Kościoła to tchórze, którzy się wyrzekają wolności. Albo, że ich wolna wola jest iluzoryczna, bo co to za wolna wola, która ma w sobie zakaz dobrowolnego poddania się nakazowi. Jeżeli zaś libertarianian (czy wolnościowiec) może poddać się nakazom kościelnym tzn., że może być poddać się także i nakazom państwowym, socjalistycznym, nazistowskim, byleby przyjmował je dobrowolnie, tak jak dobrowolnie wejść do zakonu miał Tadeusz Bartoś. Dzięki czemu okazuje się, że największym libertariańskim sukcesem organizacyjnym są, jak na razie, właśnie owe zakony i dobrowolne, komunistyczne kibuce w Izraelu.

 

 

        Uparty centrolewicowiec, niedogmatyczny liberał i gospodarczy i obyczajowy, skłaniający się raczej ku agnostycyzmowi, fan F.C. Barcelony choć nick upamiętnia Ferenca Puskasa gracza Realu Madryt email: gamaj@onet.eu About Ferenc Puskas: I was with (Bobby) Charlton, (Denis) Law and Puskás, we were coaching in a football academy in Australia. The youngsters we were coaching did not respect him including making fun of his weight and age...We decided to let the guys challenge a coach to hit the crossbar 10 times in a row, obviously they picked the old fat one. Law asked the kids how many they thought the old fat coach would get out of ten. Most said less than five. Best said ten. The old fat coach stepped up and hit nine in a row. For the tenth shot he scooped the ball in the air, bounced it off both shoulders and his head, then flicked it over with his heel and cannoned the ball off the crossbar on the volley. They all stood in silence then one kid asked who he was, I replied, "To you, his name is Mr. Puskás". George Best His chosen comrades thought at school He must grow a famous man; He thought the same and lived by rule, All his twenties crammed with toil; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' Everything he wrote was read, After certain years he won Sufficient money for his need, Friends that have been friends indeed; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' All his happier dreams came true - A small old house, wife, daughter, son, Grounds where plum and cabbage grew, poets and Wits about him drew; 'What then.?' sang Plato's ghost. 'What then?' The work is done,' grown old he thought, 'According to my boyish plan; Let the fools rage, I swerved in naught, Something to perfection brought'; But louder sang that ghost, 'What then?' “What then”” William Butler Yeats

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka