Załóżmy, że to jednak siatkarze, a nie działacze, są winni lekceważenia prezydenta. Bo jeśli nawet im działacze tak kazali, to przecież mogli się uprzeć, że do prezydenta też pójdą.
Czy mógłby mi ktoś wytłumaczyć czemu siatkarze mają przychodzić do prezydenta? Jest jakiś obowiązek ustawowy czy to po prostu kwestia szacunku?
A jak go nie szanują, to też mają przychodzić?
Na siłę mają kogoś szanować?
Niby czemu, szanowaliście Kwaśniewskiego, bo był prezydentem?
Urzędnik ma być szanowany, bo tylko dlatego, bo jest urzędnikiem, niechby i nawet najwyższym?
Dziwna sprawa, jak Tusk zostanie prezydentem, to też go trzeba będzie z tego powodu szanować?
Demokratyczny wybór źródłem obowiązkowego szacunku? Ejże, konserwatyści, co z Wami?